Italia, Rzym, San Pietro

Roma by night

5 grudnia 2012; 1 240 przebytych kilometrów




roma



W końcu gdy wychodzę z muzeum, jest już całkiem ciemno. Na Piazza Venezia przystrajają choinkę lampkami :)

Zastanawiam się chwilę, ale w końcu decyduję się jeszcze na spacer brzegiem Tybru. Miało być za dnia ;) Idę sobie raz prawym brzegiem, raz lewym, przekraczam mosty w te i we wte. Brzegi porośnięte platanami. Aż w końcu w tle ukazuje się Castel Sant' Angelo. Ten właśnie widok bardzo chciałam zobaczyć, bo poprzednio jakoś udało mi się go przegapić. I jest super, castel przegląda się w wodach rzeki. Pięknie. Robię trochę zdjęć. Dalej nie chce mi się już iść, zmęczona jestem i głodna. No i jednak trochę już jest zimno.

Próbuję złapać autobus. Hmm, tylko jaki? Na przystankach burdel straszny, numery wymieszane dzienne z nocnymi, bez ładu i składu kompletnie. Rozkładu jazdy nie ma wcale. A korki takie, że czasem ten sam numer podjeżdża jeden po drugim prawie. W końcu udaje mi się znaleźć właściwy autobus i nawet za długo nie czekam ;) Tym razem, hehehe.
Teraz dopiero widzę, jaki hektar przeszłam pieszo. Przy okazji autobus jedzie ulicami, których jeszcze nie widziałam. Wysiadam przy Coloseo. W międzyczasie ze trzy osoby zapytały kierowcy o ten przystanek ;) I tylko jeden miejscowy skasował bilet ;) Wchodzę do metra i spotykam... Andrew. Znów mi pomógł, bo pokazał, gdzie się kupuje bilety. Automaty schowane na tylnej ścianie, jak się wchodzi, to można ich nie zauważyć ;)

W barze kupuję jeszcze gelato :) W domu gadam z Alexem, Francuzem, który przyleciał na praktyki do szpitala. Okazuje się, że Paryż i Marsylia nie są za dobrym pomysłem. Przynajmniej Alex tak twierdzi. O lataniu też gadamy.