Italia, Lido

spotkanie z morzem

7 grudnia 2012; 1 304 przebytych kilometrów




lido



Do zachodu słońca jest jeszcze jakaś godzina. Już wcześniej wpadło mi do głowy, żeby pojechać jeszcze zobaczyć morze. Stąd już niedaleko, jakieś 15 minut metrem.

Wysiadam na końcowej stacji i idę na zachód. Hmm, plaża jest, morze jest, tylko wszędzie jak okiem sięgnąć dostęp zasłonięty przez jakieś kluby i knajpy, teraz dokumentnie pozamykane. Hmm. Idę na południe. Napotykam chyba ośrodek marynarki. Myśląc, że to port wchodzę. Dwóch kolesi gra w piłkę, jeden już z daleka pokazuje, że tu nie wolno. Podchodzę bliżej, bo chcę spytać, jak można się dostać na plażę. On pokazuje na północ i mówi, że kilometr dalej!

Teraz już do zachodu czasu mało, chcę się koniecznie na tą plażę dostać, jakkolwiek. Po drodze widziałam jakąś bramę otwartą, wchodzę. Kolejna furtka otwarta, wchodzę. Dalej domki i płot, ale udaje mi się znaleźć jakąś dziurę. No to jestem :) Plaża jest z czarnego pisaku! Prawie jak na Lanzarote :) W dodatku pełno muszelek leży, zbieram trochę. Niebo pokryte cumulusami, więc samego zachodu nie widać, ale wygląda pięknie! Dość mocno wieje. I pachnie morzem. Super!

I najchętniej poszłabym sobie po prostu wzdłóż tej plaży, przed siebie. Niestety nie da się tak, na północy niektóre domki topią się w morzu, same płoty, przejść się nie da. Na południu jak okiem sięgnąć też jakieś domki. Powoli robi się ciemno, więc decyduję się na powrót tą drogą, którą tu przyszłam, bo boję się, że w końcu i ta brama okaże się zamknięta. Na szczęście jeszcze jest otwarta.

Idę na północ z nadzieją, że może jeszcze jednak jakąś otwartą plażę znajdę. Idę i idę, na pewno już więcej niż ten kilometr i nic, wszędzie same ośrodki! I tylko w dwóch miejscach można sobie na morze popatrzeć z betonowych tarasów. Hmmm, nie podoba mi się to wcale a wcale! W końcu dochodzę do kolejnej, a właściwie poprzedniej stacji metra. Ciemno już jest kompletnie, robi się zimno i zaczyna kropić deszcz, więc patrzę jeszcze trochę i idę do metra.

Na naszej stacji czeka już Ilario. Idziemy do baru naprzeciwko, na pizzę. Głodna już byłam niesamowicie! Na dworze rozpadało się na dobre. Aż nie chce się wychodzić, ale w końcu robi się północ i wracamy do domu.