Italia, Bracciano

castello nad jeziorem

9 grudnia 2012; 1 363 przebytych kilometrów




bracciano



Z powodu wiatru i przemarznięcia nie chce mi się nawet na dwór wychodzić. No ale jakoś trzeba się do miasta dostać. Postanawiam iść pieszo, trochę sportu się przyda po tych wszystkich pizzach, pastach i gelato ;) A poza tym chcę się rozgrzać, słonko ładnie świeci.

Cała droga zajmuje mi dokładnie godzinę. Plus kwadrans na wizytę na brzegu jeziora w małej zatoczce ze śpiącymi łódkami.

Centrum miasteczka jest bardzo ładne ze starymi domkami. Ale najładniej jest pod samym zamkiem, czuję się trochę, jakbym przeniosła się w czasy średniowiecza. Jak na filmach. Pięknie! Jest i drzewko z pomarańczkami. Szkoda, że sam castello jest zamknięty (choć zamek jest prywatny, więc tak naprawdę nie wiem, czy można do niego normalnie wejść). To ponoć jeden z najpiękniejszych zamków w Europie. I robi spore wrażenie, nawet z zewnątrz. Z daleka również.

Powoli zapada zmrok, zapalają się światła. Na głównym placu też świąteczny jarmark, ale jakoś nie mam ochoty za wiele tu łazić, choć ten jest lepszy niż na Piazza Navona, bo więcej rękodzieła, a mniej badziewia. Poza tym powoli muszę się już kierować na dworzec, bo następny pociąg za dwie godziny.
Po drodze wstępuję jeszcze na kawałek pizzy, bo zdążyłam zgłodnieć, a pyszne panino z prosciutto i mozarellą już dawno mi się skończyło.

Pociąg chwilę się spóźnia.