Italia, Rzym, Trastevere

pizzaaaaaa!

6 grudnia 2012; 1 281 przebytych kilometrów




coloseo



Na Termini czeka Luca. Wsiadamy w tramwaj i jedziemy do niego, przystanek nazywa się Filareti. Luca mówi, że mieszka tu dużo ludzi z Bangladeszu, ale wygląda to całkiem normalnie. Czasu za wiele nie ma, więc tylko napoczynamy temat matmy. Więcej czasu przegadujemy i już czas wracać do domu.

Wychodzimy z Pierem i Alexem, jedziemy z powrotem metrem, wysiadamy na Piramide. Nie było mnie tu jeszcze, a piramida faktycznie jest. To jakiś grób. Dookoła jest cmentarz.

Idziemy na spotkanie z Piera przyjaciółmi. I dalszy kierunek to pizzeria Remo. Hmm, od pierwszego spojrzenia bardzo mi się tu podoba. Turystów zero, lokal pełen, kelnerzy uwijają się jak w ukropie. Siadamy przy stoliku na dole, choć o miejsce tu niełatwo. Najpierw koleś daje nam kawałki papieru do rozłożenia na stołach. Sami musimy to zrobić. Potem na stół wjeżdżają piwa i woda, chcemy czy nie chcemy. Zamawia się na kartce z wydrukowanymi nazwami, nie ma tu bynajmniej wytłumaczone co jest co ;) wpisując ilość przy tym, co się zamawia. Nie ma czasu na pytania. O przystawki pytamy, ale koleś i tak w końcu decyduje sam, ile i czego przyniesie. Ale za to pycha!!! Co prawda zabiera mi talerz, gdy jeszcze mam kawałek na widelcu, no ale ok. Po chwili na stół wjeżdżają pizze. Moja jest z prosciuto i z mozarellą (jakimś specjalnym rodzajem). Mniaaaaam! Ta pizza chyba pobiła tą, którą jem wciąż tu w kawałkach, pychaaaaaaa!!! W sumie lokal wart polecenia, choć zachowanie kelnera pozostawia wiele do życzenia... Ale ponoć tutaj takie zachowanie jest, hmm, 'normalne'.

Potem idziemy jeszcze do pobliskiej pasticcerii na małe co nie co, co dla mnie oznacza gelato :) Pycha! A myślałam, że nic już nie zjem ;) Potem wracamy już do domu. Omijamy z Pierem bramki w metrze ;)