Italia, Vigna di Valle

Museo Storico dell' Aeronautica Militare Italiana

9 grudnia 2012; 1 359 przebytych kilometrów




museo storico

to tylko maleńki fragment...


Dziś zdecydowanie cieszę się, że uciekam od tego miejskiego tłumu! W planie Bracciano.
Rano Pier zawozi mnie motocyklem na Ostiense. Jak miło już wiedzieć, jak się kupuje bilety w automacie i gdzie i jak je potem skasować ;)

Podróż do Bracciano trwa nieco ponad godzinę. Z pociągu widać wielkie jezioro i wielkie castello.
Gdy wysiadam, próbuję znaleźć jakiś fajny widok, ale z miasta nic nie widać, a szkoda mi czasu na szukanie, bo najpierw chcę się dostać do muzeum pełnego skarbów.

No to obieram kierunek do museo. Po drodze pytam ludzi, tak na wszelki wypadek. Ludzie coś kręcą głowami, że nie nie, nie wiem o co chodzi, mam nadzieję, że nie jest zamknięte! Ludzie każą iść do baru. Pani w barze też kręci głową, po angielsku nie, ale rozumiem trochę więcej, mówi, że to daleko, że autobus tam nie jeździ. Gdy mówię, że chcę iść pieszo, pani zagaduje niejakiego Mario, który siedzi przy stoliku i popijając kawę czyta gazetę. Mario mnie zawiezie. Pani się śmieje, że Mario pokaże mi italską gościnność. No faktycznie, tego bym się tu nie spodziewała, choć w Gruzji byłoby to całkiem normalne :) Faktycznie wsiadamy w jego peugeote'a i jedziemy do museo. Mam tylko nadzieję, że to to museo, o które mi chodziło, bo oni nazywają to museo storico, a taka nazwa bardziej mi się kojarzy z jakimś muzeum miejskim. Faktycznie niezły hektar, ale o powrót będę się martwić potem.

No i jest! :) Militarna zona. Pan otwiera mi szlaban, nieco zdziwiony, że ja pieszo ;) Gdy widzę pierwsze samoloty, wiem już, że dobrze trafiłam! I cieszę się bardzo!
Museo jest nad samym brzegiem jeziora. Że oni się nie bali, że kiedyś te hangary zaleje! Dziś wieje mocno, na jeziorze mały sztorm. W hangarach też przewiewa i zimno jest okropnie, ale i tak spędzam tu ładnych kilka godzin! Od samego początku mi się podoba! Tym bardziej, że nie trzeba kupować biletów.

Zaczyna się od historii, sterowców i balonów co prawda nie ma, ale są pierwsze samoloty! Te made in Italy są oryginalne, to żadne modele! Niektóre jedyne zachowane! Prawdziwe perełki! Do tego silniki i inne pamiątki. Fajnie, że opisy są też po angielsku. Rewelka!!!
Pełno tu ciekawych eksponatów, są samoloty z czasów wojen, których nigdy wcześniej nie widziałam. Małe i duże. Ale mnie najbardziej podoba się w ostatnim hangarze, gdzie przycupnęły myśliwce :) Jeden jest niekompletny, ale za to można zajrzeć do kabiny, gdzie wszystkie przyrządy są na swoich miejscach!
Jest też maleńki stary symulator lotów. Wygląda, hmm, dość śmiesznie ;)
Jest Spitfire i de Havilland. I mały pomarańczowy sportowy SIAI, który spodobał się wojsku i do dziś na nim szkolą. Mi też się spodobał. I North American T6-J, który też mi się bardzo podoba, też w pomarańczowym kolorze. Ah, w ogóle, czego tu nie ma... można by wymieniać długo!

Museo jest naprawdę rewelacyjne, warto było sobie zadać trud, żeby tu dotrzeć!