Italia, Rzym

sobota w tłocznym Rzymie

8 grudnia 2012; 1 330 przebytych kilometrów




piazza navona

zmierzch na Piazza Navona


Rano plan mi się nieco posypał przez jedną mało przyjemną rozmowę. Cóż, kolejne doświadczenie...
Wychodzę znów dopiero w południe. Decyduję się zostać w mieście, bo już trochę późno, żeby jechać gdzieś dalej. Łażę po Termini i sprawdzam pociągi. W końcu znalazłam bar, gdzie jedliśmy za pierwszym razem i gdzie zakochałam się w rzymskiej pizzy ;) Jak już się najadłam, to mogłam pójść dalej.

Kierunek na zachód. Znalazłam fontannę z Trytonem. Ładna. Poszłam dalej w poszukiwaniu Villa Borghese. Mijam Palazzo Margherita. W końcu znalazła się Villa Medici i Spanish Steps, czyli Scalinata della Trinita dei Monti. Na dole, na Piazza di Spagna jest Fontana della Barcaccia, ale nie wiedzieć czemu dziś jest odgrodzona i nie można się do niej dostać. Gdzieś kiedyś czytałam, że to okropnie zatłoczone miejsce. I takie jest, przynajmniej dziś. Turystów pełno, aż ciężko sobie wyobrazić, co tu się dzieje latem. Ale nie tylko turystów, całe miasto zatłoczone okropnie. Wygląda, jakby wszyscy z Rzymu i okolic wybrali się dziś (weekend) na zakupy. W Milano było to samo. Tutaj nawet niektóre ulice są pozamykane dla ruchu samochodowego, bo cały ten tłum nie zmieściłby się na chodnikach...

Idę do Piazza del Popolo. Tutaj też ludzi pełno, zaczynam mieć już tego dość.
Wdrapuję się na górę po schodach do ogrodów, żeby spojrzeć z góry na plac. Widok ładny, na miasto również.
Wracam Via del Corso. Wchodzę do kilku kościołów, których tu nie brakuje, żeby usiąść na chwilę. Żaden nie jest pusty, no ale przy takim tłumie to pewnie nic dziwnego. Szukam sklepu Kiko, bo gdzieś wyczytałam, że warto spróbować ich cienia. Cień dostaję ale tu też tłok taki, że szczęśliwa jestem, gdy udaje mi się stamtąd wydostać - dosłownie ;)

Idę obejrzeć Parlamento. I Piazza Colonna. I Fontannę di Trevi. Tłum tu jeszcze dzikszy niż na Hiszpańskich Schodach... Za zimno, żeby usiąść. Więc fontanna tym razem nie robi na mnie jakiegoś specjalnego wrażenia, choć jest naprawdę piękna. Robię tylko kilka fotek i idę dalej.
Chcę w końcu zobaczyć ten sławny Pantheon, który poprzednim razem jakimś cudem udało nam się ominąć. Robię trochę zdjęć na Piazza della Rotonda, bo ładnie wyglądają okoliczne domki i fontanna. A potem okazuje się, że Pantheon już zamknięty... Choć godziny odwiedzania przy drzwiach mówią, że zamknięty być nie powinien... Zaglądam przez szparę, nie wygląda jakoś okropnie ciekawie... No ale może się mylę, bo nie byłam w środku, bardziej niż wygląd liczy się tu fakt, po co i kiedy i przez kogo została ta świątynia zbudowana. Aż dziw, że czemuś takiemu udało się przetrwać w pobliżu Watykanu ;)

Na deser Piazza Navona. A tam... świąteczny jarmark :) Prawie już mi z głowy wyleciało, że chciałam odwiedzić któryś. Na jarmarku jak w Milano, oprócz jedzenia nic ciekawego tu nie ma. Ale jedzenie wygląda na pyszne! Pełno kolorowych słodyczy, jakieś pączki w kształcie obwarzanków, kasztany, choć tu nie ma ich aż tyle co w Milano, sery i prosciutto. Mmmm, szkoda, że nie da się tego wszystkiego spróbować! Ale i tak ciekawie jest się tu poszwędać.
Na fontanny mało kto zwraca dziś uwagę, a piękne są. Wchodzę do kościoła, żeby choć na chwilę odtajać. W końcu robi się tak zimno, że wracam powoli do Coloseo.

Po drodze jeszcze Piazza z obeliskiem ze słoniem i z innym kościółkiem z niebieskim sufitem. To Santa Maria Sopra Minevra. Wchodzę tylko na chwilę, żeby się rozejrzeć.

Przy Coloseo stoi już śliczna choinka, więc robię jeszcze kilka zdjęć.